Tatry – styczeń

3 lutego 2015

Dnia  3 stycznia wraz z Arkiem Kowalskim wybraliśmy się do Morskiego Oka. Plany mieliśmy ambitne, tym bardziej, że na miejscu okazało się że jest ,,lampa ”. Wieczorem  krótki przepak sprzętu, kolacja i spanie. Lekkie podenerwowanie utrudnia zaśnięcie. Ale co to, budzik 4.30, wstajemy. W kuchni pełno, wszyscy napięci na maxa. Z braku miejsca próbuję wyjść na werandę schroniska. A tu niespodzianka. Wczorajsza pogoda, gwieździste niebo zniknęło jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Wszędzie biel, drzwi od schronu ledwo udało się otworzyć, tyle napadało śniegu. Mimo obfitych opadów, większość zespołów postanowiła wyruszyć.

Pierwszy etap – dojście do schroniska i wpis do książki wyjść. Spotykamy Toprowców. Właśnie  wrócili z akcji z okolic Bandziocha. Sprowadzili młodego wspinacza, któremu dzień wcześniej po zrobieniu drogi na żywca (Maszynka do mięsa) spadła czołówka. Na szczęście udało mu się powiadomić TOPR i po kilkunastu godzinach został doprowadzony do schroniska. Toprowiec odradza jakiekolwiek wyjście powyżej Moka, tym bardziej, że zrobiła się trójka lawinowa. Ruszamy na Próg Mnichowy z zamiarem zaatakowania Rysy Strzelskiego. Po paru godzinach przy padającym śniegu i schodzących samoistnie pyłówkach, brnąc momentami po pas,  udaje się dojść pod Kazalnicę Cubryńską. Stąd trawers pod Próg Mnichowy. Jest tak lawiniasto, że na wysokości ,,Ucha‘’ zostaje nam tylko wycof.

Następnego  dnia mimo nie najlepszych warunków ,silnego wiatru, pełni optymizmu wbijamy się w drogę:,, W samo południe ‘’(5 + )na Buli pod Bandziochem. Według schematu tylko 4 wyciągi . Pierwszy wyciąg łatwy .Drugi Arek rozbija na dwa. Idzie wolno. Sypie śnieg , zimno potęguje zacinający wiatr. Zaczynamy trzeci wyciąg a tu nagle robi się szaro .Godzina  16.00 . Zostały jeszcze dwa wyciągi .Wycof ? Nie, damy radę. Moja kolej na prowadzenie. Łatwy wyciąg , tylko straszą wielkie nawisy śniegu przez które trzeba się przebić , do tego brak asekuracji .W końcu udało się odkopać kosówkę . Zakładam przelot .Jeszcze tylko jakieś 20m  brnięcia w śniegu i dochodzę do skały .Wbijam 2 haki , dorzucam kość , ściągam partnera .Dzwoni Marcin z wiadomością ,że jednak nie dojedzie do Moka .Pyta jak było ?Jest godzina 19.00 .Jeszcze jeden 4-kowy  wyciąg . W prawo , czy bardziej w lewo? Arek decyduje się iść w prawo . Widzę tylko światełko , które po chwili  znika . Ciemność . W oddali widać tylko światło  schroniska .Cały drętwieję z zimna . Podskakuję na stanowisku , próbuję się rozgrzać ,nic nie pomaga . Nagle szarpnięcie jedno , drugie .Dobra mogę iść . Idę ciesząc się, że zbliża się koniec .Wychodzę za załom , lina znika za przewieszką . Co, czwórkowa przewieszka? Idę , nagle raki się ślizgają , dziabka wyskakuje ,zawisam na linie . W drugiej próbie się udaje. Dochodzę do stanowiska, a tu kolega pokazuje jeszcze jeden wyciąg. Masakra. Na szczęście Arek  podejmuje się prowadzenia. Za chwilę dochodzę do niego. Jeszcze jakieś 60 m po pas i głębiej przez zaspy i dochodzimy do zielonego szlaku. Gratulacje. Radość. Jest godzina 22.00. Po łyku herbaty i na dół . Do schroniska dochodzimy o 1.15 zmęczeni, ale szczęśliwi, po pokonaniu kilku odcinków stylem pływackim lub czołgając się (śnieg po szyję i głębiej). Następnego dnia rano reakcja kolegów ze schronu – żyjecie, to dobrze.  Ktoś z pokoju  tylko mówił ,że musiało być nieźle skoro przez sen krzyczałem ,, blok !’’.

Arek musiał wyjechać. Na szczęście poznałem Kamila Osowskiego. Warunki się trochę poprawiły. Poszliśmy na drogę ,,Bez znaczenia’’(5). Tym razem ja prowadziłem całość. Pierwsze wyciągi lajtowe. Trudności zaczynają się na trawersie (4). Słabo siadały dziabki, śnieg nie związany. Na szczęście kość siadła ładnie. Krótki lot wyłapany przez Kamila. Druga próba udana. Droga kończy się ciekawym kominkiem za 5.

Planowaliśmy zrobić coś  jeszcze, ale pogoda niestety nie pozwoliła. Pobawiliśmy się jeszcze na lodach nad Mokiem. Udało się zrobić tylko dwie drogi, ale i tak uważam wyjazd za udany.

Robert Kuświk