Punta Giordani

14 września 2013

Akcja wypadowa rozpoczęła się 13.06 dojazdem do Wrocławia, skąd mieliśmy zabrać resztę teamu i uderzyć w dalszą podróż. Zadowolona, że udało mi się zwolnić z pracy przed 14, wyruszyłam pospiesznie na Dolny Śląsk. Udało mi się dotrzeć przed umówioną godziną spotkania, więc dumna dzwonię do reszty teamu czemu ich jeszcze nie ma, jak ja jestem ;) Trzynasty tym razem okazał się pechowy… Jedno auto zmierzające do Wrocławia uległo pogorszeniu i chłopaki wlekli się 50 km/h… Do mnie dołączyła koleżanka i zaczęłyśmy poszukiwania mechanika we Wrocławiu. Po około 10 minutach zadzwonił Tomek, że dostał 10 pkt i cztery stówki mandatu – i już będzie mega przepisowo do nas podążał. Extra. Zamiast o 18 wyjechaliśmy o 21… Z jedną nawigacją… Humory jednak dopisywały. Po 20h podróży (kilku zagubieniach drugiego auta i bardzo deszczowej nocy) dojechaliśmy do Gressoney-La-Trinite, skąd mieliśmy uderzyć kolejką UP. W miasteczku niewiele ludzi, zero turystów… Jest 18, podjeżdżamy pod wyciąg. Niespodzianka – nieczynny. „W dupie” – mamy 6L wina, i mimo że jesteśmy głodni a pogoda pozostawia wiele do życzenia, to jak paczę to widzę same uśmiechy. Podjeżdżamy na parking dla przeczep campingowych, którego nikt nie pilnuje, i siadamy do biesiadowania.

Obrazek