Les Calanques – Lazurowe Wybrzeże

15 lipca 2014

Les Calanques, miejsce mniej popularne wśród bydgoskich wspinaczy, a szkoda. Jednym z powodów mogą być odległość i koszty. Bilet do Marsylii z bagażem w dwie strony z W-wy – koszt 460zł. Spać można w skałach – oczywiście nieoficjalnie. Myślę, że warto się tam wybrać ze względu na ładne, lite ściany, dobrze ubezpieczone drogi, oraz malownicze, zaczarowane zatoczki z czystą wodą, z których wyrastają kilkudziesięciometrowe ściany. Kalanki oferują ponad 3 tys dróg o skali trudności od 3 do 8b, o różnych formacjach od krawądkowych, przewieszonych płyt, przez klamiaste okapy, po wąskie ryski, zacięcia i kominy. W Les Calanques można wspinać się cały rok, ale trzeba wiedzieć, że niektóre rejony są zamykane latem ze względu na zagrożenie pożarowe. Mimo że w rejonie obowiązuje zakaz biwakowania, nie powinno to być dużym kłopotem. Tak naprawdę ze względu na pogodę wystarczy śpiwór. Problemem może być brak słodkiej wody.

W Kalanki polecieliśmy (Tomasz Krusiński i Robert Kuświk) na przełomie maja i czerwca br. na zaproszenie kolegi klubowego Darka Suchomskiego.

Pierwszego dnia odwiedziliśmy zatokę Morgiu. Widok który się nam ukazał po prostu nas oczarował. Mały port dla jachtów i kutrów rybackich, z boku plaża, a naokoło skały, mniejsze i większe. I ta przejrzysta lazurowa woda. Na początek krótkie ok. 20 metrowe 5b, 5c. Poszło w miarę. To coś trudniejszego 6a. Udało się. Mimo to czujemy niedosyt. Po drugiej stronie zatoki widać ładną kilkudziesięciometrową skałę w kształcie otwartej książki. 40 min podejścia i jesteśmy pod ściana Falaise Du Renard. Wybieramy 4- ro wyciągową 5c. Zrobiliśmy na dwa wyciągi. Kilka fotek i zjazd ścianą do podstawy. Jeszcze 30min do samochodu i droga powrotna do La Barque. Po powrocie pokazujemy zdjęcia Darkowi. Rozumiemy się bez słów. Sobota Zatoka Morgiu. Na rozgrzewkę 5b, 5c+. Następnie podchodzimy pod „książkę”, cel naszej dzisiejszej wizyty. Wybraliśmy,, zacięcie miedzy dwiema kartkami otwartej książki ‘’. Tylko 3 wyciągi 5b, 5b+, 6a. Rezerwuję sobie ostatni wyciąg. Zaczyna Darek. Na drugim stanie widząc przed sobą przewieszoną płytę z z dziurkami i krawądkami, trochę zwątpiłem. Słowo się rzekło. Trawersuję w lewo, następnie przewieszona ścianka, kilka przechwytów, jeszcze kawałek i dochodzę do kominka. No to trudności z głowy.Okazuje się że nie. Szukam ringa, jest tylko gwint po ringu. Idę w górę kominem, nic, żadnego przelotu. Cofam się. Próbuję trawersować w prawo, ale robi się ciepło. W końcu widzę lekko po skosie w górę jakieś 3 metry dalej przelot. Szybka decyzja i wpina. Żyję. No mogło być z 8 metrów między wpinkami. Jeszcze tylko techniczna ścianka w granicach 6a, przewieszka i stan. Udało się! Ściągnięcie kolegów i wszyscy szczęśliwi na szczycie. Trudności drogi rekompensuje nam widok na całą zatokę. Teraz szybkie dwa zjazdy do podstawy ściany i do samochodu.

Trzeciego dnia Zatoka Surmiu. Z Tomkiem bierzemy śpiwory, maszynkę, trochę jedzenia i dużo wody. Chcemy nocować w skałach. Darek z rodzinką idą na lekko. Wybieramy drogi niedaleko parkingu do 5c. Po południu się rozstajemy. Suchomscy do Casis na plażę, my do zatoki przez przełęcz ok. godziny drogi. Po drodze szukamy noclegu. Zaczyna kropić. Znajdujemy opuszczony dom nad samą wodą. Do zmierzchu jeszcze trochę czasu, więc wybieram się na rekonesans. Idę wzdłuż brzegu. Po jakiejś pół godzinie zatrzymuje mnie niesamowity widok. Z wody wynurza się 120 metrowej wysokości biała, lita skała – Le Bec. Wygląda nieprzystępnie. Patrzę w przewodniku, najłatwiejsza droga – 5b – 6 wyciągów. Następnego dnia atakujemy 6 – cio wyciągową drogę 5c+. W połowie drogi słyszymy jakieś hałasy , głosy pomimo że oprócz nas w ścianie jest tylko jeszcze jeden zespół. Pod ścianę podpłyneły żaglówki i statek wycieczkowy. Przewodnik pokazując w naszym kierunku coś tłumaczy turystom, ludzie machają do nas – sory nie odkiwamy – trudności ok. 5c. Czujemy się trochę jak w cyrku. Po ok. 3 godz jesteśmy na szczycie. Widok zapiera dech. Tego samego dnia zrobiliśmy jeszcze dwu wyciągową 6b i 6a. Piątego dnia Darek podwozi nas do Casis, skąd mamy ok. 1,5 godz do zatoki En Vau. Błądzimy i pod ściany docieramy po ok. 3 godzinach w niezłym słońcu. Kąpiel w lazurowej, ale zimnej wodzie i wbijamy się w drogę 5c. Niestety asekuracja, a bardziej jej brak po drugim wyciągu nas wypluwa. Wycof. Kąpiel. Znajdujemy 4 wyciągowy filar – 6a+,6a+,5a,4b. Jedna z naszych trudniejszych dróg. Wyciągi bardzo długie, trudności ciągowe. Ale jest radość – jak to mówi mój znajomy ksiądz Bartek. Jeszcze tylko dwa ciekawe zjazdy i 1,5 godz. do parkingu (obyło się bez błądzenia). Szóstego dnia powrót na klif Le Bec w Zatoce Surmiu, tym razem w trójkę. Wybieramy nieco trudniejszą drogę środkiem ściany – 4c,4c,5b,5b,6a+,5c. Nasz Kierownik ( Darek ) zachwycony. Siódmego dnia nowy rejon – Zatoka Aigulle de Sugiton. Upał ! Od parkingu ok. godziny. Po drodze mijamy wiele ścian. Dochodzi ogólne zmęczenie. Woda. Kąpiel. Otrzeźwienie. Nad zatoką wznosi się kilkudziesięciometrowa ściana. Wygląda ciekawie. Robimy drogę 5c+ – trzy wyciagową.

Dni restowe upływały nam na zwiedzaniu malowniczych miasteczek Prowansji oraz Marsylii. Wybraliśmy się także na wycieczkę do Kanionu Verdon.

Dziękujemy naszemu koledze klubowemu Dariuszowi Suchomskiemu za zaproszenie,
nocleg i wsparcie merytoryczne oraz jego żonie Annie i ich synkowi za gościnę i cierpliwość.

Robert Kuświk