Akcja wypadowa rozpoczęła się 13.06 dojazdem do Wrocławia, skąd mieliśmy zabrać resztę teamu i uderzyć w dalszą podróż. Zadowolona, że udało mi się zwolnić z pracy przed 14, wyruszyłam pospiesznie na Dolny Śląsk. Udało mi się dotrzeć przed umówioną godziną spotkania, więc dumna dzwonię do reszty teamu czemu ich jeszcze nie ma, jak ja jestem Trzynasty tym razem okazał się pechowy… Jedno auto zmierzające do Wrocławia uległo pogorszeniu i chłopaki wlekli się 50 km/h… Do mnie dołączyła koleżanka i zaczęłyśmy poszukiwania mechanika we Wrocławiu. Po około 10 minutach zadzwonił Tomek, że dostał 10 pkt i cztery stówki mandatu – i już będzie mega przepisowo do nas podążał. Extra. Zamiast o 18 wyjechaliśmy o 21… Z jedną nawigacją… Humory jednak dopisywały. Po 20h podróży (kilku zagubieniach drugiego auta i bardzo deszczowej nocy) dojechaliśmy do Gressoney-La-Trinite, skąd mieliśmy uderzyć kolejką UP. W miasteczku niewiele ludzi, zero turystów… Jest 18, podjeżdżamy pod wyciąg. Niespodzianka – nieczynny. „W dupie” – mamy 6L wina, i mimo że jesteśmy głodni a pogoda pozostawia wiele do życzenia, to jak paczę to widzę same uśmiechy. Podjeżdżamy na parking dla przeczep campingowych, którego nikt nie pilnuje, i siadamy do biesiadowania.